niedziela, 9 marca 2014

Gdy pierwsza opcja wyjazdu do Kanady, brzmiała następująco: M. jedzie sam na dwa miesiące - poczułam złość, przeogromny strach, nie chciałam się zgodzić, bo "nie wierzyłam w związki na odległość".
Co było zanim uświadomiliśmy sobie, że w takowym, związku na odległość, tak na prawdę, poniekąd, trwamy. On nie widział w tej opcji nic złego, dziwił się mojemu punktowi widzenia.
Teraz, gdy moja opcja wyjazdu brzmi -  B. jedzie do Manchesteru na dwa miesiące, maks 3-4... Jest odwrotnie. A ja się zastanawiam, kiedy i jak nasze podejścia zamieniły się miejscami?
Zresztą, nieważne... Choć marzy mi się przebardzo, nie zrobię nic, co Go postawi w takiej sytuacji, karze żyć w stresie. Nie zaryzykuję naszego związku dla niczego, a dla pieniędzy już na pewno. Zatem to marzenie odkładam po cichu na półeczkę, choć przyznaję, jest ciężko... Jednak kiedyś, gdy wyjadę, On będzie przy mnie - wyjedziemy razem.
Tymczasem kolejne marzenie, o wspólnym mieszkaniu weszło w grę.





Ostatnie dni spędzam na obżeraniu się, korzystając z tego, że waga daleka od 50kg. Pozwalam PMS'owi znaleźć ujście właśnie w jedzeniu, nie chcę nikogo ranić moimi zmiennymi humorkami. A jeśli przybędzie te , nawet, 0,5kg ? To co z tego. Biorę wszystko na klatę, byle tylko nie ucierpieli moi najbliżsi. I to kolejna rzecz, którą zamierzam się kierować w życiu.

Ten rok będzie rokiem zmian wszelakich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz