czwartek, 14 sierpnia 2014

Wczorajszy trening poszedł mi dość słabo, jeśli o oddech chodzi. Myślę, że o przez rekordową ilość spalonych wczoraj papierosów. Muszę rzucić to cholerstwo.... Ale wszystko po kolei. Zaczynam od alkoholu. Gdy mieszkałam na swoim, bardzo się niszczyłam. Powoli odzyskuję równowagę wraz z samokontrolą i kondycją. M. jest szczęśliwy, że tym razem "nie niszczę się dietą", ale równocześnie ćwiczę regularnie i intensywnie. Po każdym treningu pot leje sie ze mnie jak woda z Niagary.







- 300g, łącznie -2,2kg. " Jeszcze daleka droga przed nami...". I daleka droga, zanim ujawnię gdziekolwiek, komukolwiek, ile ważę ( ważyłam).xd Nie stawiam sobie (jeszcze) celu " do urodzin ma być...tyle, a tyle kg...do Świąt...do Sylwestra...". Gdy COŚ osiągnę, wtedy pójdę w ambitniejsze strefy.

Boże! Że też M. mnie nie rzucił, gdy TYLE przytyłam... Podczas, gdy woli chude dziewczyny, nie rzucił mnie, gdy przytyłam te..... kilogramów! Can't believe. W ogóle, can't believe, że przytyłam TYLE. XD Ale, za to, gdy wrócę do formy, a nawet ją prześcignę - to dopiero będzie duma i osiągnięcie życia.
Znów mam jakiś cel, znów mam o co walczyć. Znów ratuje mnie odchudzanie, najlepszy sprzymierzeniec.

Mój pokój jest teraz taki brzydki... Był taki piękny, gdy rok temu, na urodziny, mama pomalowała mi go na fiolet....Wyprowadziłam się. Wróciłam. I zastałam TO.

Wiem, że piszę bez ładu i składu. Ale siedzę, bazgrolę, rozglądam się po pokoju, zauważam coś, wpada mi myśl i dalej bazgrolę pijąc kawę. Dużo teraz kawy piję...

LEKI! PORA WZIĄĆ LEKI!!!


jak wrócę do domu z miasta...*poza kieliszkiem*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz